Przejdź do głównej zawartości

Kawa kultura 5 - Woodkid. The Golden Age Tour. 7 grudnia 2013. Warszawa - Bemowo

Sam nie wiem, co teraz mam napisać. Wrażenia z koncertu? Będą. Refleksje po usłyszeniu kilku kolejnych wywiadów z artystą? Najpierw mnie zaintrygował, potem zaimponował, a teraz sam nie wiem, co o nim myśleć. A może kolejny odcinek "śladowych ilości chrześcijaństwa"... to też będzie.




W tym przypadku, "może zawierać śladowe ilości chrześcijaństwa" jest raczej smutną refleksją. Smutną, bo myślałem, że będzie faktycznie dobre przesłanie. Nasłuchałem się piosenek, przeczytałem teksty, zobaczyłem parę wywiadów. Słyszałem, jak mówi o przechodzeniu z bycia chłopcem ku stawaniu się mężczyzną... a gościu po koncercie mówi do widowni, że koledzy z orkiestry będą szukać sobie towarzystwa na noc. "Są fajni i czyści"... Ehh. Szukanie pereł w przybrzeżnym szlamie, albo skarbu zakopanego w glebie...

"An artist has to get out of comfort zone". Przed koncertem zastanawiałem się, czy na tym koncercie już jedzie na wyrobionej marce? Stara się? Zamiast tego widziałem człowieka bardzo pewnego siebie, może nawet pysznego. "Wiem, co robię i wiem ile to jest warte." Tłum wpadł w euforię, a ja skakałem razem z nimi. Jakoś nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że to nie fascynacja opowieścią Woodkida, ale nim samym. Miało być: "chcę, żeby każdy poczuł się bohaterem słuchając moich piosenek". Było: "kochamy Woodkid'a bo jest bohaterem". Może dlatego, że wielu skaczących chciałoby być jak on, zamiast być sobą?

Widowisko, bo słowo koncert mówi zbyt mało! To było widowisko. I to niezłe. Wrażenie tworzyły wszystkie elementy razem: światła, obraz wyświetlany z ogromnego projektora, klasyczne instrumenty i elektro-efekty dźwiękowe, wokal i te piosenki. Oglądane na YT rzeczywiście zapraszają do udziału w przygodzie. Na koncercie widziałem to już inaczej. Wokalista, z całą ta pewnością siebie, potrafił tłum rozbujać, stworzyć klimat.

W pewnością nie żałuję kilku godzin stania, najpierw w kolejce, potem na kiepskim supporcie, a potem skakania i tańczenia. Muzyka jest świetna. Wersje na instrumenty klasyczne bardzo mi spasowały! Uczta dla oka i ucha. Nic nie poradzę, że dla ducha zabrakło mi czegoś zupełnie innego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko