Przejdź do głównej zawartości

Tam, gdzie rodzi się miłość - Świadectwo


Zapraszamy do lektury kolejnego świadectwa wolontariusza Drabiny Jakubowej. 


"Wróciłem wczoraj z dwudniowego wolontariatu z osobami niepełnosprawnymi. Zacne to dzieło nazywa się Drabina Jakubowa i polega na tym, że przez 10 dni (po 2 dniach niezbędnych szkoleń) kilkudziesięciu wolontariuszy pomaga kilkudziesięciu osobom niepełnosprawnym w ich codziennych potrzebach i razem przeżywają rekolekcje w wielkim domu w Brańszczyku nad Bugiem. To się dzieje właśnie teraz! W czasie wakacji odbywa się 5 takich turnusów i zawsze jest miejsce dla chętnych wolontariuszy, bo równanie jest proste; 1 wolontariusz = 1 podopieczny, który będzie mógł bezpiecznie przeżyć swoje wakacje.
Ja byłem tylko 2 dni, bo tyle mogłem - ale okazało się, że i taka pomoc jest jak odsiecz Rohanu dla oblężonego Minas Tirith! Na weekend przyjechało z tą odsieczą jeszcze kilka osób. Brańszczykowi wolontariusze odwalają kawał ciężkiej roboty, ale tak właśnie w tamtym miejscu, w obliczu Ograniczeń (fizycznych, psychicznych, duchowych), mimo Braków i Niemożności pielęgnowana jest Miłość. Można też powiedzieć, że to poprzez te Ograniczenia, pośród Braków i w Niemożności rodzi się tam Miłość. Skąpana we Wdzięczności i Radości. I w ciężkiej robocie!



Wolontariusze są przeróżni (trzeba mieć co najmniej 16 lat): uczniowie i studenci z niespożytą siłą, starsi, już pracujący, którzy na wolontariacie spędzają urlop albo zapełniają czas przy zmianie pracy. Niektórzy przyjechali pierwszy raz (jak ja), inni przyjeżdżają co roku, czasem na 2-3 turnusy w jednym ciągu. Zawsze jest ich za mało.
Podopieczni są też przeróżni - ale wszyscy są szczęśliwi, bo mogą przeżyć Święto Radości i Święto Spotkania - dla wielu jedyny raz w roku. Ich jest bardzo wielu i każdy bardzo tęskni do tych spotkań w Brańszczyku. Jednak w tym roku, niektórzy nie mogli dojechać, bo zabrakło wystarczająco wielu dzielnych ludzi, którzy chcieliby stawić czoła ich codzienności w zastępstwie ich rodzin.
Tak, bo podopiecznych trzeba przemnożyć przez ich najbliższe rodziny, którym Drabina Jakubowa daje gwarancję bezpieczeństwa dla powierzonych jej ludzi - tych nie w pełni sprawnych. Czyli równanie można jednak zapisać inaczej! 1 wolontariusz = 1 podopieczny + cała rodzina, którzy mogą mieć wakacje (jedyne w roku).
Takie jest działanie Drabiny Jakubowej - na pierwszy rzut oka jedynie, bo myślę, że mógłbym pisać o nim dalej... Ale na dziś to wystarczy. Jedno wiem, że warto ich wspierać! A można to zrobić na różne sposoby, które sumują się do tego, żeby nie pozostać obojętnym. Żeby nie pozwolić sobie na obojętność.

Pozdrawiam,
Rafał"

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko