Parzenie kawy w ekspresie jest właściwie błyskawiczne. Wciskam guzik i z pluskiem w filiżance pojawia się świetne espresso. Chyba przez tą łatwość osiągnięcia celu stałem się miłośnikiem kawy, której pierwotnie nie lubiłem...
Okazuje się jednak, że jest taki rodzaj kawy, na który warto czekać. Jest cała, ogromna część życia, w której nic nie smakuje, bez potrzebnego czasu czekania.
Młynek, ręczny, drewniany młynek do kawy... najpierw powoli wąchasz ziarna ze świeżo otwartego opakowania, wsypujesz garść do tego młynka. Kręcisz i wąchasz. Już masz, ale jeszcze nie. Palnik spirytusowy. Rozpalasz i zmienia się zapach w pomieszczeniu. Nabierasz czystej wody i wlewasz ją do kawiarki. Zmieloną kawę z szufladki pod młynkiem przesypujesz starannie do sita pod górną częścią kawiarki. Skręcasz całość bardzo solidnie. Stawiasz na palniku. Znów zapach. Już masz, ale jeszcze nie. Czekasz, czekasz, zaglądasz, nasłuchujesz, czy już się przelewa. Wreszcie jest. Tak, takiej kawy nie przełkniesz jednym łykiem. To trzeba smakować powoli.
"Mam wrażenie, coraz mniej jest okazji do czekania, zresztą chyba nie lubimy czekać. Wolimy mieć wszystko od razu, natychmiast, w tej chwili. Kiedyś na przykład ludzie czekali na listy, tęsknili za sobą. Teraz w jednej chwili mogą otrzymać wiadomość z drugiego końca świata. Mało tego mogą się nawet zobaczyć, kiedy tylko zechcą. A tymczasem mamy czekać."
I dobrze, bo kiedy po długim czekaniu coś się spełnia, coś otrzymujemy wtedy jest wielka radość.Więc od dzisiaj czekamy... Adwent. Czekamy na smak, na sens, na istotę wszystkiego, czego pragnie serce człowieka. Czekamy na pełny, bezkompromisowy aromat - mocca ludzkiego życia - Jezus Chrystus.
Komentarze
Prześlij komentarz