Dworzec
centralny. Przechodzisz pasażem, mijają cię ludzie. Twarze, gesty, ciuchy...
Kim oni są? Sami obcy. Statystyka mówi, że to chrześcijanie,
doświadczenie mówi, że to mogą być drapieżne
wilki. Jak
tu się rozpoznać?
Metale
rozpoznają się po koszulkach, po ćwiekach, po czarnym kolorze. I
już wszystko jasne. Skate
ma opuszczone spodnie i bluzę z kapturem. Emo
już z daleka wygląda dziwnie, ale wygląda. Patrzysz i wiesz o co
chodzi. A chrześcijanie?
Albo noszą mohery, albo nie wiesz, że to oni. Jak noszą mohery, to
omijasz szerokim łukiem, albo mówisz „witaj babciu, co u Ciebie”.
Jak nie noszą, to też słabo, bo nic nie wiesz. Szach – mat?
Jak
poznać, że ktoś wierzy w Boga? „Nosi krzyżyk!”
Ale pod szalikiem nie widać, pod bluzą też. Chyba tylko latem na
plaży... Słabo.
„Ma
breloczek «nie wstędze się Jezusa»". Chyba w kieszeni. Przecież
normalny człowiek nie będzie szpanował brelokiem całą drogę do
pracy/szkoły. „Żegna
się przed
kościołem, czy kapliczką!” Tylko na Centralnym nie ma kościoła.
Znowu słabo. „Pomaga
potrzebującym", „nie
pije, nie pali, nie p...", "nie przeklina", "czyta Biblię", "jest wolontariuszem"??? Słabo, słabo, słabo. Możliwe, że na Centralnym się nie da?
Niczym
się nie różnimy? Nie
mogę się pogodzić z faktem, że chrześcijanina nie idzie
rozpoznać w tłumie. A co dopiero, gdy chrześcijanina nie idzie
rozpoznać we wszystkich innych sytuacjach od poniedziałku do soboty
wieczorem. A „w niedzielę” też sam nie wiem, bo „chodzenie
bez wiary” i „wiara połączona z chodzeniem” są z wyglądu
bardzo podobne.
Jednak
założę się, że jest jakiś sposób, że można, że się da!
Głęboko wierzę, że jest coś takiego, jak chrześcijański
lifestyle, taki „christyle”.
Aż się prosi o mocny znak, o przykład promieniujący jak sama
Ewangelia, pociągający, jak sam Jezus. Jak bardzo tęsknię za
czytelnością, za czymś, co pozwoli obejrzeć duszę na wskroś, z
pominięciem całego zamętu, jaki niesie dzisiejszy świat.

Christyle, to filmy z przesłaniem większym niż efekty specjalne. To książki, których się nie czyta, tylko książki, które czytają Ciebie i mówią kim jesteś.
Christyle to gadżety i używki, internet i rozrywka, bo przecież „bez tego nie da się żyć”, chyba, że chcesz poznać smak wolności. To radość z bycia razem z przyjaciółmi, bez wykluczania nikogo, nawet Jezusa. Christyle jest tak bardzo Pro-Life, że Pro-Choice daje nienarodzonemu dziecku prawo wyboru życia. Christyle to odwaga, nawet jeżeli oznacza to wolontariat, lub coś równie szalonego, jak wychylanie się z tłumu gapiów. To momenty wyciszenia i modlitwy, gdzie rekolekcje to nie nudny przymus, tylko upragniony reset systemu. To są podróże w nowe, nieznane zakątki świata, gdzie przewodnikiem jest tylko wiara.
Żeby nie było, christyle to
ludzie grzeszni, ale w drodze do celu. Dzisiaj słowo „chrześcijanin”
nie mówi dosyć, ale gdybyśmy nie zapomnieli na czym polega
chrześcijaństwo, to pamiętalibyśmy, że mamy swój własny
lifestyle.
Chrześcijaństwo to oczywiście więcej niż lifestyle, chrześcijaństwo to osoba, a christyle to sposób, styl życia, jaki ta osoba przynosi ze sobą. Nadruki na koszulkach mówią dowcipnie, że „Dzisiaj Jezus przyszedłby w glanach... bo czasy są trudne”. Pewnie chodzi właśnie o to, żeby zobaczyć, „jak przyszedłby Jezus”, jakby dzisiaj wyglądał, co by nosił, czego by słuchał, jak by dzisiaj mówił do ludzi i jakimi nutami odtwarzałby Ewangelię z mp3.
Trochę więcej do poczytania w tym temacie napisałem na orione.pl. Też można rzucić okiem.
Moi drodzy! Co to jest christyle? Macie jakiś własny sposób, pogląd? Dajcie znać!!
Moi drodzy! Co to jest christyle? Macie jakiś własny sposób, pogląd? Dajcie znać!!
Komentarze
Prześlij komentarz