Gdy się budzę, najpierw idę umyć twarz i zęby, następnie nastawiam kawę w ekspresie i robię sobie śniadanie. Pierwsza jest kawa. Ostatnio mania bio-sklepowa, kawa smaczna: pomarańczowa, o smaku brulee, z orzechem laskowym, toffee. Od wyboru do koloru?
I gdy tak piję rano, myślami biegnąc do poprzedniego dnia, jedząc śniadanie i - w międzyczasie - odpisując na zaległe wiadomości... Pan Bóg przychodzi.
W tym moim zmęczeniu i niedospaniu, w historii mojego życia, w niedopitej w pośpiechu kawie...
I moje życie może mieć rożny smak - jak różna może być kawa. Może być gorzka - jeśli przesadzę w ilości ziaren. Może być słodka - jeśli dodam do niej choć odrobinę cukru. A może być też niezdatna do picia - jeśli ją przypadkiem posolę. I choć kofeina sama w sobie stawia mnie na nogi, to w dużej mierze ode mnie samej zależy, jak poczuję się, pijąc ją.
Nie lubię pić w pośpiechu.
Nie lubię pić w innym kubku niż mój ulubiony, który dostałam od najważniejszego dla mnie człowieka.
Nie znoszę ani cukru, ani mleka - to pierwsze jest mi zbędne, to drugie mi szkodzi.
Nie znoszę ani cukru, ani mleka - to pierwsze jest mi zbędne, to drugie mi szkodzi.
Uwielbiam być i pić sama - ale nigdy samotnie. Bo nawet jak siedzę sama w pokoju, to obok w ramkach mam zdjęcia moich przyjaciół.
I tak, może jestem (nie)poprawną romantyczką, ale lubię tę poranną ciszę, zapaloną lampkę nocną, zapach i smak ulubionej danego dnia kawy (a mam 17 różnych odmian i smaków!).
I gdy porzuciłam kawę na blisko miesiąc, gdy przestała być ona nałogiem (piłam nawet do 7 kaw dziennie!), poranna celebracja stała się czymś niezwykłym. A i zdrowie się poprawiło, i wlosy nie wypadają, i ręce się nie trzesą...
I Bóg przychodzi.
W uwielbieniu poranka. W pięknym smaku kawy. W sukience, która bardzo do mnie pasuje.
W ciszy, która mówi więcej niż wszystko.
Lubię te poranki.
A potem...
Potem jadę do pracy.
Kupuję owoce. Robię koktajle - i sobie, i przyjaciołom.
I też jest pięknie. Bo już nie tylko kawę, a życie mogę CELEBROWAĆ.
Cieszyć się nim.
Pracować i odpoczywać.
Uśmiechnąć się.
Dawać siebie.
Jak ta kawa.
Co ona może dać z siebie lepszego niż tylko to, że jest?
Kocham życie!
Wystarczy. :)
I gdy porzuciłam kawę na blisko miesiąc, gdy przestała być ona nałogiem (piłam nawet do 7 kaw dziennie!), poranna celebracja stała się czymś niezwykłym. A i zdrowie się poprawiło, i wlosy nie wypadają, i ręce się nie trzesą...
I Bóg przychodzi.
W uwielbieniu poranka. W pięknym smaku kawy. W sukience, która bardzo do mnie pasuje.
W ciszy, która mówi więcej niż wszystko.
Lubię te poranki.
A potem...
Potem jadę do pracy.
Kupuję owoce. Robię koktajle - i sobie, i przyjaciołom.
I też jest pięknie. Bo już nie tylko kawę, a życie mogę CELEBROWAĆ.
Cieszyć się nim.
Pracować i odpoczywać.
Uśmiechnąć się.
Dawać siebie.
Jak ta kawa.
Co ona może dać z siebie lepszego niż tylko to, że jest?
Kocham życie!
Wystarczy. :)
Wiele osób ma podobnie. Jak wyglądałby mój dzień bez porządnej kawy? Ile razy espresso https://www.cafesilesia.pl/pol_m_KAWA_KAWA-ESPRESSO-154.html ratowało mi skórę? Dzieki za wpis.
OdpowiedzUsuń