Przejdź do głównej zawartości

być dzieckiem - w wolności


Nie wiem, czy mieliście kiedyś tak, że bardzo chcieliście coś zrobić, coś powiedzieć, wykonać pewną rzecz, ale tak mocno brakowało Wam odwagi? Gdy mieliście ochotę się przytulić, ale wewnętrzny dorosły mówił: "jesteś niepoważny" albo, co gorsza, "nie masz prawa okazywać swoich uczuć"? Gdy w sercu pojawił się moment niesamowitej radości - że gdybyś mógł, to zaśmiałbyś się w głos na cały świat, ale... ale "coś" ci mówiło, że nie wypada, bo co powiedzą inni...?

Jeśli nigdy tak nie miałeś, mogę Ci powiedzieć, że podziwiam. Naprawdę podziwiam. To oznacza, że kompletnie nie przejmujesz się opinią innych osób, jesteś zawsze i wszędzie sobą, żyjesz jedynie tak, jak chcesz - wolny od jakichkolwiek lęków i myśli pod tytułem: "co powiedzą inni".


Wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Boga. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, aby się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możecie wołać: "Abba, Ojcze". (Rz 8, 14-15)


Dość często słyszę ostatnio, że jestem takim "dużym dzieckiem". Przyznam, że jest to dla mnie największy komplement! Wiem, że niektórym osobom moje zachowanie może wydawać się "niepoważne", a przytulanie być oznaką dziecinności i infantylizmu. Oczywiście, nie przytulam każdego i w każdym miejscu (nie wyobrażam sobie wtulić się w ramię pani profesor po zdanym egzaminie z teoretycznych podstaw edukacji - choć w sumie miałam na to ochotę ;) ). I nie chodzi mi wcale o to, że "nie wypada" (bo tak naprawdę, co lub ktoś przesądza, że coś 'wypada' albo nie?), ale szczególnie o tę drugą osobę. Czuję się wolna w okazywaniu swoich emocji, ale czy Drugi też to tak odbiera? Czy nie jest to zagrożenie jego sfery komfortu?


A może... on też czeka, aby go przytulić? Aby mu powiedzieć: jesteś dla mnie ważny lub zależy mi na tobie?


Wczoraj napisałam Przyjaciółce, że bardzo mocno potrzebuję obecności drugiego człowieka. Ostatnio widzę to coraz mocniej. Źle mi, gdy muszę przebywać sama w pokoju. Źle mi, gdy nie ma blisko mnie kogoś, na kim mi zależy. Gdy nie mogę kogoś przytulić, spojrzeć w oczy, uśmiechnąć się, objąć ramieniem. Zwyczajnie mi źle.


Tu wcale nie chodzi o wielkie rzeczy, ale o świadomość bycia przy. Jestem dla kogoś, a Drugi jest dla mnie. Tak po prostu. Możemy jeść razem obiad (oj, jak lubię wspólne gotowanie!), ale możemy też pograć w ping-ponga czy porobić krzyżówki. Pouśmiechać się, powspominać, po... Nic wielkiego, nic spektakularnego.


Mam wrażenie, że niektórzy myślą, że miłość to coś oszałamiającego. Coraz mocniej dla mnie drugim jej imieniem jest Codzienność. Pani Codzienność, która notorycznie pokazuje, jak najlepiej przeżyć swoje życie.


Bo warto przeżyć je jak najlepiej.


Parafrazując: nie otrzymałeś ducha niewoli, aby się znów pogrążyć w lęku, ale otrzymałeś ducha, w którym zostałeś dzieckiem Boga, do którego możesz krzyczeć: Ojcze, Tatusiu!


A skoro tak, czy zawsze muszę być poważną panią Agatą?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko