Przejdź do głównej zawartości

Człowiek gór

"Góry oczyszczają i wymagają oczyszczenia.
Góry oczyszczają z egoizmu i samolubstwa,
z zarozumialstwa i pychy.
Góry stanowią wspaniały teren zdobywania
wierności w szukaniu.

Góry uczą szukania, uczą cierpliwości.
Oczyszczają z egoizmu,
gdy trzeba się dzielić kawałkiem chleba, czy kostką cukru,
lub gdy trzeba rezygnować z własnych planów,
by ratować drugiego często nieznanego człowieka.

Człowiekiem gór nie jest ten,
który umie i lubi chodzić po górach,
ale ten, który górami potrafi żyć w dolinach.
Gdy człowiek czuje się jak karzeł wobec ogromu gór
i gdy poznając samego siebie, swoje wnętrze,
swoje możliwości, swoją niewystarczalność,
zdobywa krok za krokiem jedną z najcenniejszych cech ludzkich - pokorę,
która zdobyta w górach, potem owocuje w dolinach.

Właśnie wtedy kiedy na pytanie: po co chodzisz po górach?
jesteś zakłopotany i nie wiesz, co masz odpowiedzieć,
to właśnie wtedy dajesz dowód, że szukasz NIEZNANEGO."

…znalezione w gablocie przy pustelni św. Brata Alberta na Kalatówkach



Ostatnio ciągle mam w życiu „pod górkę”. Aktywności i zobowiązania, wymagające wysiłku, wytrwałości i samozaparcia, decyzje, które trzeba podjąć, drogi, które trzeba wybierać. A do tego nie widać nic dalej, niż do najbliższego zakrętu. I czuję się w tym życiu jak na górskim szlaku…

Życiowe „góry” to życiowe wyzwania. To całe pasmo wyzwań, z których jedno jest większe od drugiego. Każde, oglądane z dołu, napawa lękiem, ale z drugiej strony fascynacją – niosącą obietnicę malowniczej panoramy, jaką można będzie obejrzeć, stojąc na szczycie. Te „góry” to też duchowe walki i pokusy, z którymi trzeba się zmierzyć, często nie jeden raz. To te chwile, kiedy potrzeba dużo wysiłku, by dobrze poprowadzić życie, które jakoś nie chce układać się „samo”. Kiedy co chwilę trzeba odnawiać decyzję, by mimo zmęczenia iść naprzód, nie tracić uważności, by nie zgubić szlaku, wybierać właściwą drogę na skrzyżowaniach, ale i nie zapominać o momentach na postój, regenerację sił, chwilę refleksji nad odcinkiem drogi już pokonanym, i nad widokami, które z tego miejsca życia mogę podziwiać. Ze wszystkich górskich pasm, to właśnie Życie okazuje się najtrudniejszym. I zawsze nie do końca zdobytym.

I chociaż już niejedną górę zdobywałam, i mimo marudzenia na trasie, że droga długa, że zmęczenie dopada - potem byłam dumna z osiągniętego szczytu i nie żałowałam ani kropli wylanego potu – gdy znów szlak zaczyna się wznosić, wysiłek i zmęczenie rodzą pokusę, by zrezygnować, by nie iść już dalej.

Po raz kolejny czuję się jak karzeł wobec ogromu życiowych gór. I każdy krok naprzód uświadamia mi, jak bardzo od mojej decyzji zależy, czy ten krok zrobię, czy się zatrzymam, czy wycofam. Jeszcze nie widzę szczytu. Nie mam szczegółowej mapy ani GPS. Jedyne, co pozostaje, to śledzenie przydrożnych znaków, czasem dobrze widocznym z daleka, a czasem już zarośniętych i trudnych do wypatrzenia. I to, co jeszcze zostaje, to spotykani po drodze ludzie, idący w tę samą stronę, a może ci, którzy jakiś szczyt już w swoim życiu zdobyli, i mogą podzielić się doświadczeniem, ostrzec albo naprowadzić na właściwą drogę. Bez nich, w samotności, długa wędrówka pełna trudów byłaby nie do zniesienia. Góry uczą mnie, że potrzebują kogoś, kto w drodze będzie mi towarzyszył. Życiowe góry uczą mnie, że tylko razem przeżywany trud staje się lżejszy, a tylko razem przeżywana radość może być naprawdę radością.

Jak śpiewa zespół Na Bani - „Góry to nasze spiętrzone marzenia, w górach ludzie jak one rosną ku niebu… góry to ludzie, którzy je niosą w plecaku, ludzie są jak góry, które noszą w sobie”. Czy mam w sobie góry, które chcę zdobywać?


Góry uczą mnie zdobywania wierności w szukaniu. Za każdym razem, kiedy uświadamiam sobie swoją niewierność, kiedy po raz kolejny wiem, że zawiodłam – drugiego człowieka, Boga, samą siebie – to okazja, by zacząć jeszcze raz. I właśnie to „jeszcze raz” - to wierność; wierność, która nie jest nie-upadaniem, ale powstawaniem po każdym upadku, przyznaniem się do błędu, chęcią nawrócenia, ale nie zawrócenia! Nawrócić się - to iść naprzód – właściwym szlakiem! Nawet jeśli znowu odczujesz porażkę (bo ileż można błądzić!?), szczyt czeka na zdobycie! Kiedy słabniesz, nie zawracaj, ale się nawracaj!

Dokąd mnie zaprowadzisz, Życie?




/Podziękowania za inspirację dla s. J. :)/
x

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko