W różnych okresach dziejów
niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako
kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby
nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią
losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie
dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w
ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie
modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...).
Ale był też taki okres, kiedy
niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w.,
głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta
z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z
osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii –
jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury…
Krótkometrażowy film „Cyrk motyli” nawiązuje do
tego „trendu”, pokazując rzeczywistość, z jaką kojarzona była niepełnosprawność.
Nie jest to jednak film o wybrykach natury…
Obejrzyj, zanim przeczytasz
dalszy ciąg tego tekstu… (to tylko 20 minut).
Dlaczego to, co brzydkie i
niedoskonałe było pokazywane i opłacane? Dlaczego ludzie wydawali pieniądze na
oglądanie niedoskonałości? Czy po to, żeby dowartościować siebie? Żeby poczuć
się lepiej? Żeby podnieść swoje poczucie wartości? Czy satysfakcji dodawało im
patrzenie na „gorszych’ i litowanie się nad nimi?
Ciekawe, że słynna rzeźba - Wenus
z Milo, która przecież nie ma już rąk, mimo tego braku nadal jest postrzegana
jako klasyka piękna, ale kobieta, która bez rąk się urodzi lub straci je w
wyniku wypadku – nie może już liczyć na taki podziw. Nie znajdzie się już w
kanonach piękności, ale jednoznacznie zostanie sklasyfikowana jako „niepełnosprawna”,
„kaleka” itp., a kalectwo jednoznacznie kojarzy się przecież z brzydotą.
Tylko spójrzcie, jakie to smutne – tak wielu myśli o
niepełnosprawności. Brak kończyn
można dostrzec gołym okiem… ale brak miłości, szacunku do innych, brak wyrozumiałości
dla czyichś błędów, brak przebaczenia, noszony czasem przez lata – to przecież
także niepełnosprawność, tylko nieco bardziej ukryta. Ale nad tym już nie każdy
się ulituje i nie powie – jakie to smutne…
Bohaterowie „Cyrku Motyli”, zanim
stali się jego częścią, raczej myśleli o sobie jak o poczwarnych larwach, nic
nie znaczących dla innych – wyrzucona z domu samotna kobieta w ciąży, mężczyzna, którego
sposobem na życie były bijatyki, albo staruszek skazany przez życie na żebry. A
cóż dopiero człowiek bez rąk i nóg -„wybryk natury, człowiek, o ile w ogóle
można go tak nazwać - od którego odwrócił się sam Bóg!”….
Dlaczego więc cyrk Pana Mendez
nie jest „Cyrkiem Larw”, ale Cyrkiem Motyli?
Kiedy larwa zmienia się w motyla,
nie wystarczy jedynie zmiana jej cech fizycznych. Musi się zmienić także jej
sposób myślenia o sobie - owszem, tak drobne istoty być może nie osiągają tak zaawansowanych procesów myślowych, ale jednak… motyl nie może już
myśleć o sobie jak o larwie. Dopiero wtedy, gdy zauważy, że się przeobraził, gdy w to uwierzy – będzie mógł polecieć. Najpiękniejszy motyl, który
pozostanie w mentalności larwy, nigdy nie zatrzepocze nawet skrzydłami.
My też czasem tkwimy w tej „mentalności
larwy” albo „mentalności kokonu”. I potrzebujemy kogoś, kto spojrzy na nas
zupełnie inaczej, niż wszyscy do tej pory, inaczej, niż my patrzyliśmy na
siebie. Spójrzcie, czy to nie wspaniałe?
Tak bardzo potrzeba kogoś, kto powie te ważne słowa: „Wierzę w ciebie”, „wierzę,
że sobie poradzisz”. Potrzeba kogoś, kto zobaczy w nas piękno i nam samym pomoże
je w sobie odkryć.
Widząc w sobie jedynie larwę, możemy przyjmować różne strategie obronne. Przecież
nie chcemy być larwą w tym świecie „innych”, „lepszych” ludzi. Na różne sposoby
będziemy więc się od nich izolować albo przykrywać różnymi warstwami, mającymi
zakryć niedoskonałości. Ale ten „kokon” kolejnych masek nie prowadzi do
naszego przeobrażenia i rozwoju, ale jest tylko smutnym więzieniem.
Owładnięci przez szereg myśli o
sobie, często ukształtowanych przez to, co myśleli i mówili o nas inni, przez
wiele lat słysząc złe słowa, obelgi itp. nie potrafimy później uwierzyć w dobre
słowa mówione na nasz temat. Nie potrafimy nawet na nie zareagować, chyba że
agresją i niezrozumieniem. I nie wierzymy też w przyjaźń, bo nie wierzymy, że „ktoś
taki, jak ja” może być dla kogoś przyjacielem.
Możesz przeżyć całe życie nie wiedząc, kim naprawdę jesteś. Możesz przeżyć swoje życie nie zauważając, że urosły ci skrzydła, których możesz używać i zacząć latać. Możesz nigdy nie odkryć, do czego zostałeś przeznaczony…
W dziewiętnastowiecznych „gabinetach
osobliwości” pokazywano to, co niedoskonałe, podkreślając tę niedoskonałość i ukazując jako szkaradztwo. Na szczęście, nie tylko w filmie są tacy, jak choćby Pan
Mendez, którzy wiedzą, że nie ma nic
inspirującego w pokazywaniu niedoskonałości – ale także, że ta niedoskonałość
może być przyczynkiem do ogromnego rozwoju. Bo przecież im cięższa jest walka, tym wspanialsze zwycięstwo. Słabość, do
której się przyznam, ale która nie pogrąży mnie w rozpaczy, może mi pomóc wydobyć
ukryty potencjał! I okaże się, że to, co wydawało się skazywać mnie na
przekleństwo, jest ukrytym źródłem piękna.
Ten świat potrzebuje jedynie odrobinę cudowności!
Czy wierzysz w swoje piękno?
Może czas już zostawić za sobą mentalność larwy?
cdn.!
Komentarze
Prześlij komentarz