Nie bój się czułości...
Pani Marysia miała 104 lata. Kiedy ją poznałam, leżała już w łóżku. Demencja bardzo dawała się we znaki. Nie miałam ze staruszką zbytniego kontaktu, spędzała czas głównie na leżeniu i patrzeniu w sufit, nie była w stanie nawet podnieść ręki.
Znałam ją tydzień, ale wiem, że zapamiętam do końca życia...
Pewnego dnia do niej przychodzę. Jest osłabiona. Nie chce jeść, ma problemy z przełykaniem. Przez strzykawkę podaję jej herbatę. Zaczyna ciężko oddychać. W oczach pojawiają się łzy. Czy to ból? A może tęsknota za czymś...?
Czuję, że umiera. Że niedługo się to wszystko dokona. Że śmierć do niej zapuka, a ona otworzy jej drzwi.
Trzymam ją za rękę - tylko tyle mogę zrobić. Przytulam i głaszczę po głowie. Mówię, żeby się nie bała - chociaż sama jestem dość mocno wystraszona. Zapewniam o tym, że Bóg jest dobry i z pewnością tam, w niebie, już na nią czeka. Obiecuję modlitwę.
Pytam, czy chciałaby, aby przyszedł ksiądz. Uśmiecha się.
Dzwonię szybko do proboszcza. Będzie wieczorem.
Ale wtedy jeszcze nie wiemy, że pani Marysia wieczoru nie dożyje...
Gdy umierała mi na rękach, zdałam sobie sprawę, że wszystko, co zrobić mogłam, już zrobiłam.
Bo gdy przychodzi śmierć, nie liczy się, ile mamy pieniędzy na koncie czy długów do spłacenia - liczy się tylko i aż MIŁOŚĆ. Żeby zwyczajnie ktoś BYŁ. Żeby potrzymał za rękę. Żeby przytulił. Zapewnił o modlitwie.
Tylko to się liczy: kochać i być kochanym.
Doświadczenie śmierci uczy, żeby... się jej nie bać. Ale wierzyć w Boże miłosierdzie. Tylko zanurzając się w nim, mogę wierzyć, że moje życie ma jakiś sens, że nie żyję i nie umieram bez celu.
"Miłość mi wszystko wyjaśniła
miłość wszystko rozwiązała
dlatego uwielbiam tę miłość
gdziekolwiek by przebywała!"
jak napisał Karol Wojtyła.
Miłość wszystko wyjaśniła...
Tylko przez i dzięki miłości mogę zrozumieć, jakie moje życie ma sens!
A ma!
Przecież Pan Bóg stworzył nas do Swojego dzieła...
"Tylko miłość zbawia świat!" św. Alojzy Orione
Pani Marysia miała 104 lata. Kiedy ją poznałam, leżała już w łóżku. Demencja bardzo dawała się we znaki. Nie miałam ze staruszką zbytniego kontaktu, spędzała czas głównie na leżeniu i patrzeniu w sufit, nie była w stanie nawet podnieść ręki.
Znałam ją tydzień, ale wiem, że zapamiętam do końca życia...
Pewnego dnia do niej przychodzę. Jest osłabiona. Nie chce jeść, ma problemy z przełykaniem. Przez strzykawkę podaję jej herbatę. Zaczyna ciężko oddychać. W oczach pojawiają się łzy. Czy to ból? A może tęsknota za czymś...?
Czuję, że umiera. Że niedługo się to wszystko dokona. Że śmierć do niej zapuka, a ona otworzy jej drzwi.
Trzymam ją za rękę - tylko tyle mogę zrobić. Przytulam i głaszczę po głowie. Mówię, żeby się nie bała - chociaż sama jestem dość mocno wystraszona. Zapewniam o tym, że Bóg jest dobry i z pewnością tam, w niebie, już na nią czeka. Obiecuję modlitwę.
Pytam, czy chciałaby, aby przyszedł ksiądz. Uśmiecha się.
Dzwonię szybko do proboszcza. Będzie wieczorem.
Ale wtedy jeszcze nie wiemy, że pani Marysia wieczoru nie dożyje...
Gdy umierała mi na rękach, zdałam sobie sprawę, że wszystko, co zrobić mogłam, już zrobiłam.
Bo gdy przychodzi śmierć, nie liczy się, ile mamy pieniędzy na koncie czy długów do spłacenia - liczy się tylko i aż MIŁOŚĆ. Żeby zwyczajnie ktoś BYŁ. Żeby potrzymał za rękę. Żeby przytulił. Zapewnił o modlitwie.
Tylko to się liczy: kochać i być kochanym.
Doświadczenie śmierci uczy, żeby... się jej nie bać. Ale wierzyć w Boże miłosierdzie. Tylko zanurzając się w nim, mogę wierzyć, że moje życie ma jakiś sens, że nie żyję i nie umieram bez celu.
"Miłość mi wszystko wyjaśniła
miłość wszystko rozwiązała
dlatego uwielbiam tę miłość
gdziekolwiek by przebywała!"
jak napisał Karol Wojtyła.
Miłość wszystko wyjaśniła...
Tylko przez i dzięki miłości mogę zrozumieć, jakie moje życie ma sens!
A ma!
Przecież Pan Bóg stworzył nas do Swojego dzieła...
"Tylko miłość zbawia świat!" św. Alojzy Orione
Trzymanie za rękę. Przytulenie. Bliskość. Czułość. Obecność.
Czy na łożu śmierci może być coś dla nas cenniejszego?
Komentarze
Prześlij komentarz