Przejdź do głównej zawartości

Za Życiem cz. 2 - Quo vadis, Kobieto?



Dziś wspominamy Niepokalane Poczęcie Najświętszej Maryi Panny. Właśnie – POCZĘCIE, które stało się początkiem życia Maryi. Córka Joachima i Anny nie była najpierw „zlepkiem komórek”, który po kilku-kilkunastu tygodniach w przedziwny sposób zamienia się w istotę ludzką. Od samego poczęcia była człowiekiem, wybraną przez Boga, pełną łaski.

Dziś toczy się wiele dyskusji na temat tego, czy wszystkie dzieci poczęte mają prawo do życia. Są kobiety, które wykrzykują – „mój brzuch, moja sprawa”, domagają się prawa do aborcji jako wyrazu własnej wolności, a nawet (o zgrozo!) jako prawa człowieka. Według mnie dyskusję na ten temat trzeba by zacząć gdzie indziej - nie dopiero "w brzuchu" kobiety, ale w jej sercu. Bo problemem nie jest to, że nie wiadomo, kiedy się ludzkie życie zaczyna (tutaj nauka dostarcza nam wystarczająco dużo dowodów), ale to, że wołające o swoje "prawo" kobiety nie rozumieją tego, kim są.

Pod względem biologicznym wszystko w kobiecie istnieje po to, żeby mogło stać się domem dla nowego życia. Co miesiąc powtarzające się cyklicznie zmiany hormonalne, dojrzewanie komórki jajowej, wiele zmian zachodzących w organizmie, które przy odrobinie uważności nietrudno zaobserwować – służą przygotowaniu do dawania życia. I jakże bardzo nasz (kobiecy) organizm jest rozdrażniony, skłonny do wybuchów złości albo płaczu, gdy to życie się znów nie pocznie, choć wszystko dla niego jest już w ciele przygotowane!
Pragniemy bliskości, intymności - nie dla jakiejś fanaberii, nie po to, żeby było ciepło na serduszku - ale dlatego, że życie jest zbyt cenne, żeby przekazywać je w pośpiechu, przy okazji, na ulicy. A popęd seksualny nie jest tylko "zwierzęcym instynktem" albo "pokusą", ale informacją, wezwaniem organizmu, że chce dawać życie.

Drogie Kobiety, mamy prawo do decydowania o tym, czy chcemy urodzić dziecko, czy nie. Tylko że moment na tę decyzję jest PRZED poczęciem, a nie po nim. Twoje ciało - Twoja sprawa? Zatem weź za to ciało odpowiedzialność i naucz się rozpoznawać, co się w nim dzieje. Umiej rozpoznawać, kiedy jesteś płodna, i wtedy nie będzie mowy o "przypadku" - bo kiedy wiesz, czy jesteś płodna, czy nie, i kiedy wiesz, czy w danym momencie jesteś gotowa na przyjęcie dziecka, czy nie - WTEDY jest czas na decyzję, czy wchodzić w intymne zbliżenie, czy nie. A jeżeli zadecydujesz otworzyć się na Życie - bądź kobietą odpowiedzialną i nie zmieniaj zdania po kilku tygodniach.

Nie bez przyczyny pierwsza kobieta miała na imię „Ewa”, czyli matka żyjących. „Ewa” to tak naprawdę imię każdej kobiety, bo każda jest stworzona do bycia matką (choć nie zawsze biologicznie; macierzyństwo ma przecież też wymiar emocjonalny, duchowy - tak bardzo bogaty!). I cóż za ironia losu, że jedno z dzieci „matki żyjących” pozbawiło życia jej drugie dziecko. I cóż za ironia losu, że te, które dziś powinny być „matkami żyjących”, zabijają to życie jeszcze w sobie. 

Jaki byłby dziś świat, gdyby Maryi nie pozwolono się urodzić, bo Anna i Joachim uznaliby, że „ten płód to jeszcze nie człowiek”, i że można go usunąć…?

Nie każda z nas fizycznie urodzi dziecko, ale pragnieniem każdej (w co mocno wierzę) jest dawać komuś dom, schronienie, otaczać miłością i troską. Nasze ciało istnieje po to, aby było domem dla życia. I nasze życie może być domem, kiedy otworzymy je dla innych, kiedy wpuścimy do środka, kiedy podzielimy się jego kawałkiem. Nasze życie może być dla kogoś domem, czyli schronieniem, poczuciem bezpieczeństwa, przestrzenią miłości, akceptacji, zaopiekowania.
Kiedy nawet zwykłe, codzienne obowiązki będziemy wykonywać z tym przekonaniem, nigdy nie poczujemy się "kurą domową". Miejsce kur jest w kurniku. A kobieta ma ze swojego życia czynić DOM. 

Bardzo bym chciała, żeby każda z nas mogła odkryć to, kim naprawdę jest i się tym zachwycić. I boli mnie słuchanie głosów kobiet, które przeczą swojej najbardziej podstawowej naturze, uważając, że ubiegają się w ten sposób o podstawowe wolności życiowe i prawa. Nie może być wolnością to, co sprzeciwia się naturze!
Czasem aż strach pomyśleć, dokąd zmierza i jak daleko dojdzie świat w walce o "prawa", w przekłamywaniu prawdy o wartości ludzkiego życia.
Tymczasem moja natura - natura kobiety - woła ze środka swojej podstawowej istoty - za Życiem!


A Ty?
Dokąd zmierzasz, Kobieto?


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko