Padły nazwy niemal wszystkich gigantów rocka w kontekście zagrożeń społecznych. Ktoś mógłby powiedzieć, że to po prostu przykład paranoi?
Co mogę, to jedynie zasygnalizować, że część środowiska muzycznego popiera postawy antychrześcijańskie. Wyraźnie widać, że wrogiem jest tu Jezus Chrystus, czy też dla bardziej wtajemniczonych eschatologiczny kontekst jego nauki. I nie ma w tym żadnej przesady. Dla osób które traktują muzykę popularną jako niewinną rozrywkę, kompletnie nie ma znacznie to, o czym tutaj mówimy, zaś wszelkie niebezpieczeństwa, o których wspominamy są postrzegane właśnie jako przejaw religijnej paranoi. I to mnie w żadnym wypadku nie dziwi. Prawdopodobnie sam miałbym podobne zdanie, gdyby nie pewna konsekwencja i przytłaczająca ilość powiązanych ze sobą faktów, które łączą się w jeden kontekst.
Dla mnie dyskusja jest niezwykle ważna. Sami widzicie po moich postach. Mimo moich muzycznych wycieczek, szukaniu choć cienia dobra, czy natchnienia w pop-kulturze, zasadniczo wiem, że człowiek ma rację. Poznaj drzewo po owocach!
Komentarze
Prześlij komentarz