Przejdź do głównej zawartości

Przyzwyczaił się

Kiedy wróciliśmy z Wiktorówek już było wiadomo, że zaraz zacznie się burza. Kiedy pojawił się grad pomyślałem, że spełnił się czarny scenariusz. Czarny scenariusz jednak postanowił zaskoczyć najstarszych górali i nas, trochę naszego gospodarza, a zupełnie zaskoczył synoptyków.
"Misia Łapa" to bardzo piękny pensjonat w Bukowinie Tatrzańskiej. To nie jest kryptoreklama. To jest reklama! Tylko taka z wdzięczności.
Sam pewnie bym tam nie trafił. Mój budżet też nie pozwoliłby na takie luksusy. Z moimi upodobaniami raczej wylądowałbym na tzw. "glebie" w schronisku. Oobecność rodziców wiele zmienia.
Stylowe, ale oryginalne wnętrza, wygodne meble, wiele udogodnień oddanych do naszej dyspozycji - wszystko to i tak nic w porównaniu z gospodarzem. Ale mnie człowiek zadziwił!

Grad dudnił coraz mocniej po drewnianej podłodze tarasu. Bryłki jakby robiły się większe. Coś mnie tknęło! Samochód.

Złapałem za kluczyki i pobiegłem na dół nie mając żadnego pomysłu na to, gdzie go schować. Gospodarz powiedział, że może mi otworzyć garaż, tylko nie ma prądu, więc musi pójść sam, przez grad. Ok. Poleciałem po kurtkę, a potem, ot, tak, w sandałach, spodenkach, biegiem po zasypanych schodach. Głowę zasłaniałem ręką, z sandałów wysypywałem grudy, aż dopadłem do auta. Widoczność słaba, ale gazem pod dach. Garaż trochę za mały, szczęście, że miał daszek nad wjazdem. W ostatniej chwili.
Z nieba poleciały pociski takiej wielkości, że nie mieliśmy odwagi wyjść spod dachu. Wszystkie auta na parkingu zostały uszkodzone. Blacha powyginana jak wytłoczka od jajek, szyby pobite - nawet Chrysler gospodarza nie wytrzymał tego.



Powiedział mi, że cieszy się, że mógł mi pomóc uratować samochód. Szczęka mi opadła. Jego auto stało na dworze, a on biegał tu i z powrotem, żeby mi ratować samochód. Szukał brezentu, bo bagażnik nie mieścił się do środka.
Zajmuje się na co dzień nasiennictwem. Dwa lata pracował, żeby tej jesieni otrzymać nasiona z wyhodowanych przez siebie roślin. Parę minut gradu i dwa lata pracy poszły... wiecie gdzie. "Już się przyzwyczaiłem do powstawania. Ciągle muszę zaczynać od nowa." Uśmiechał się. Znalazł nawet jakieś pozytywy w całej sytuacji. "Już wiem, którędy spływa najwięcej wody, już wiem, gdzie przecieka odwodnienie domu; to się poprawi."


 Zadzwonił do żony. "Kochanie, nie wychylaj nosa z budynku. Kolega ksiądz pomaga mi wylewać wodę z przedsionka"... Trochę mi było wstyd na widok tego człowieka. Niezła lekcja bycia chrześcijaninem! Dzięki Boże.


Pensjonat Misia Łapa udostępnia mieszkańcom ekspresik do kawy na cartridge, których zapas gospodyni uzupełnia codziennie. Kawa jest niezła. Nie jest kwaśna, ale też brakowało w niej tej przyjemnej, kawowej goryczy. Spodziewałem się, że z takiego ekspresu kawa musi być wodnista. Mile mnie zaskoczyło, że okazała się dużo gęstsza, faktura prawie aksamitna. Woda, niezbyt smaczna sama w sobie, trochę psuła mi smak, ale nie aż tak, żebym się nie napił. Za to ludzie, z którymi tą kawę piłem sprawiali, że mógłbym bez grymaszenia wypić rozpuszczalkę. Na smak dobrej kawy ma też wpływ miejsce, w którym się ją pije. Tak, ludzie i miejsce sprawiają, że kawa smakuje inaczej. Trzeba zobaczyć widok, jaki mieliśmy z naszego tarasu w pogodne dni! Zdecydowanie polecam takie picie kawy.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko