Jednym z cierpień, których doświadczamy, niosąc posługę kapłańską, jest niska samoocena. Wielu księży i braci w coraz większym stopniu przekonanych jest o swoim niewielkim wpływie. Bardzo wiele pracują, ale nie widzą wokół siebie dużych zmian. Wydaje się, że ich wysiłki są bezowocne. Stają wobec spadku uczestnictwa w praktykach religijnych i odkrywają, że większym zaufaniem niż oni cieszą się często psychologowie, psychoterapeuci, doradcy rodzinni czy lekarze. Jednym z najbardziej bolesnych spostrzeżeń dla wielu chrześcijańskich przywódców jest to, że pójście w ich ślady przyciąga coraz mniejsza liczbę młodych ludzi. Mogłoby się zatem wydawać, że w dzisiejszych czasach bycie kapłanem i spełnianie posługi kapłańskiej nie jest już czymś, czemu warto poświęcić swoje życie. Jednocześnie niewiele pochwał, a wiele słów krytyki pada pod adresem dzisiejszego Kościoła. Czy ktoś byłby w stanie żyć w takiej atmosferze przez dłuższy czas,nie popadając w ten czy inny rodzaj depresji?
Nouwen H., W imię Jezusa
Wydaje mi się, że znalazłem lekarstwo. Obfitą dawkę szczepionki na depresję zażywam co roku w okresie letnim. Potężna porcja darmowej akceptacji i bezpretensjonalnej wdzięczności - tak widzę nasze spotkania z niepełnosprawnymi.
Mogę sobie Nouwena czytać na chłodno teraz. Wiele sytuacji, przykrych momentów spływa po mnie jak po kaczce. Miłość impregnuje, bo wypełnia.
Kiedy robi się zimno i dni się skracają moim antydepresantem są spotkania z młodymi, spowiedzi w parafialnym konfesjonale, bo pozwalają oglądać cuda Bożego Miłosierdzia, Msze z dzieciakami, widok rozmodlonych ludzi... i tak dalej. Wtedy nawet sięganie po prasę brukową, karmiącą się upadkami księży już nie zwala z nóg.
W sumie cały rok "mój lekarz" znajduje mi takie sytuacje i takie spotkania...
Komentarze
Prześlij komentarz