Otwieram internet i z samego rana widzę taki tekst: Dla mnie to nie wiadomość dnia, tylko miesiąca!:
Czytając Hobbita, czy Władcę Pierścieni, może nawet Silmarillion da się wyłapać te perły, śladowe ilości chrześcijaństwa, bo oddycha się tym samym klimatem, duchem, w jakim powstawały w gabinecie profesora Tolkiena.
"Tolkien był głęboko wierzącym katolikiem, często uczestniczył we Mszy Świętej, nie wstydził się swojej wiary na uczelni, zaszczepiał ją w sercach swoich dzieci (jeden z synów Tolkiena został księdzem). To właśnie twórca "Hobbita" dał bezpośredni impuls do nawrócenia C. S. Lewisa, autora "Opowieści z Narnii".
Gdyby doszło do rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego, byłby to kolejny - po G. K. Chestertonie - angielski pisarz, który może zostać kandydatem na ołtarze. W przypadku Chestertona w te działania mocno angażuje się bp Peter Doyle z Northhampton."
Dalej czytam jeszcze lepszy kawałek.
Głębokie odniesienia do duchowości i teologii katolickiej widać też w literackiej twórczości profesora. Choć jego opowieści nie są prostymi alegoriami, to odbijają się w nich wartości, którymi żył autor.Faktycznie, ze "śladowymi ilościami chrześcijaństwa" często jest tak, że szukam perły w błocie. Tym razem perła została dość świadomie ukryta, może nie w błocie współczesnej pop-kultury, ale w poezji i pociągającej fantastyce. Wyprawa jako pójście naprzeciw powołania, pokora hobbitów, rzeczy proste, poświęcenie, odwaga czynienia dobra i miłosierdzie są ostatecznie tym, co pokonuje wielkie, potężne zło.
Czytając Hobbita, czy Władcę Pierścieni, może nawet Silmarillion da się wyłapać te perły, śladowe ilości chrześcijaństwa, bo oddycha się tym samym klimatem, duchem, w jakim powstawały w gabinecie profesora Tolkiena.
Komentarze
Prześlij komentarz