Zanim
napijesz się kawy, jej ziarna muszą przejść długą
drogę.
Od zasiania, przez wzrost, kwitnienie, dojrzewanie, potem zbiór,
suszenie, wypalanie. Wszystko to wymaga wiedzy, doświadczenia i
trudu, aby zostało
wykonane najlepiej, jak to możliwe.
I
wydawać by się mogło, że można już
się
ucieszyć sukcesem. Ale
to jeszcze nie wszystko.
Za
chwilę te
ziarna o regularnym
kształcie zostaną zmielone
na drobny pył. Nic nie
będzie
świadczyło
już
o
tym,
jak wyglądały wcześniej. A jakby tego było
mało, zostaną
zalane, zatopione
w gorącej wodzie. Przecież
inaczej się nie zaparzą.
Dopiero
wtedy będzie
się można cieszyć smakiem
i aromatem, wydobyć
z ziaren kawy to,
co najlepsze.
Są takie dni, kiedy czuję się jak ta kawa. Rozdrobniona, zmielona na drobny pył. Bez kształtu, który wcześniej z trudem wypracowałam, z którego już się zdążyłam ucieszyć (ale nie nacieszyć). Takie dni, kiedy łatwo się rozsypać, a potem trudno pozbierać. A korbka młynka zabieganej codzienności, nauki, pracy, spotkań, rozmów, planowania – obraca się bezustannie i bez litości. Perspektywa zbliżającego się wrzątku – zetknięcia z tym, co boli, co jest trudne, co głęboko dotyka – przeraża – boję się w tym utonąć . Wydaje się, że to już koniec. A jednak…
Może
to jedyny sposób, żeby wydobyć prawdziwy charakter? Żeby wydobyć
z życia jego najlepszy smak?
Może
to
właśnie jedyna
droga do tego, by ktoś inny mógł
się napić z mojego życia? Może
właśnie trzeba
się „dać zaparzyć”, przetrwać, by coś nowego mogło się
rozpocząć?
Św. Brat Albert mówił, że "powinno się być dobrym jak chleb. Powinno się być jak chleb, który dla wszystkich leży na stole, z którego każdy może kęs dla siebie ukroić i nakarmić się, jeśli jest głodny.”
Ale
głód
to przecież
nie wszystko. Pozostaje jeszcze pragnienie.
Być
jak
kawa, którą
każdy może zemleć,
zaparzyć i
napić się, jeśli jest spragniony.
Być
dla innych, by wydobywać
z życia najlepszy aromat.
Może
właśnie tego potrzeba?
Komentarze
Prześlij komentarz