Przejdź do głównej zawartości

Czego uczy mnie święty ks. Orione?

"Nie między palmami chcę żyć i umierać, ale między ubogimi, którzy są Jezusem Chrystusem!" św. Alojzy Orione

Od śmierci ks. Alojzego Orione mija dzisiaj 79 lat. Czego mnie, młodą dziewczynę, może nauczyć w XXI w.? Czy jego przykład życia może inspirować nawet dzisiaj, czy dostępny jest tylko dla Małych Misjonarek Miłosierdzia (sióstr orionistek) i jego młodszych współbraci - księży orionistów? 

Gdy razem z Narzeczonym myśleliśmy nad grawerem na obrączce, pierwsze, co przyszło nam obojgu na myśl, to Deo gratias! Bogu niech będą dzięki. Bogu niech będą dzięki, że dał nam siebie, że pozwolił nam się poznać, że możemy razem wzrastać. Bogu dzięki za naszego niepełnosprawnego świadka na ślubie i za świadkową, która w kościele nigdy jeszcze nie była - choć o przyjęciu chrztu już nie raz rozmawiałyśmy. Bogu dzięki za zawarte przyjaźnie i takich przyjaciół, przy których nie musimy nic udawać. Bogu dzięki za wszystko, co dla nas zrobił... I robi - bo Jego miłość nigdy się nie kończy.

Ksiądz Orione powiedział kiedyś, że "tylko z miłością zwycięża się świat". Tu nie chodzi o uczucia czy sentymentalizm - chociaż to, niekiedy, również jest ważne. Żeby nie zapomnieć, co Bóg dla nas zrobił.

Doświadczyłam tej miłości...
Kiedy zmęczona opieką nad Basią, dostałam w jednym momencie kawę... od trzech osób (musiałam bardzo źle wyglądać:)). Kiedy Mariusz, młody mężczyzna z zespołem Downa, przychodził - tak zwyczajnie - żeby przytulić, żeby powiedzieć, że lubi, kocha, żeby potrzymać za rękę. Gdy Kuba, mimo że nie jest w stanie wypowiedzieć żadnego słowa, poprzez książkę do komunikacji mówił więcej niż inni. Gdy mogę nauczyć się przy nich cierpliwości - tak bardzo mi jej nie raz brakuje.

Ksiądz Orione uczy mnie tego, żeby cierpliwie trwać przy tych, do których jesteśmy posłani. Żeby nie zrażać się chorobą, a widzieć w ludziach... człowieka. Który mimo zmęczenia, mimo trudu, mimo niedoskonałości, chce kochać i być kochanym. 

"Tylko z miłością się zwycięża świat".

XXI w. niesie inne wyzwania niż było 100 lat temu, gdy ks. Orione jeszcze żył i działał. Ale to, co zawsze pozostanie 'trądem' do pokonania, to... samotność. 

Można mieć chleb i coś do zrobienia kanapki, można mieć suto zastawiony stół, można mieć milion na koncie i kilometry przejechane samochodem, ale gdy jesteśmy samotni, to nic nam po tym. 
Wiedział o tym zarówno ks. Alojzy jak i Matka Teresa z Kalkuty czy br. Albert Chmielowski. 
Tego również doświadczam i ja sama, pracując w domu dziecka czy obecnie - jako opiekunka środowiskowa.

Czasem rozmawiam z ks. Alojzym i pytam go, co mam zrobić. Babcia daje mi w kość, nie mam już ochoty jej odwiedzać. Ktoś inny również nie jest zbyt sympatyczny, a ja sama... po raz kolejny się nie wyspałam. I wtedy słyszę w głowie: Deo gratias! Nie musisz być idealna. Dzięki Bogu jesteś, jaka jesteś. I taka, jaka jesteś, możesz pójść do innych ludzi ze swoją radością, uśmiechem, odrobiną szaleństwa i... miłością. Wystarczy.

"Tylko z miłością się zwycięża świat".

Możemy mieć wszystko, ale gdy nie ma miłości, jesteśmy najbiedniejsi na świecie... 
Kochać i być kochanym.

Tego uczy mnie ks. Orione. Dzisiaj. W XXI w. 
I z pewnością na kolejne lata... Do śmierci.

    Komentarze

    Popularne posty z tego bloga

    Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

    Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

    Pragnienie

    Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

    Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

    W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko