Przejdź do głównej zawartości

Niby "NIC', a wszystko


"W miłości słowa nic nie znaczą, a raczej znaczą specyficznie..."

Kiedy poznałam Kubę 3 lata temu, byłam pewna, że to "roślina" (jak ja nie znoszę tego słowa!), człowiek, który nic nie rozumie. Nie mówi, jest bardzo mocno sparaliżowany i spastyczny. W sumie, mimo 4 lat pracy z osobami z niepełnosprawnością, ciężko znaleźć mi kogoś bardziej sparaliżowanego... Nawet głową nie jest w stanie ruszyć... 
A jednak - zaprzyjaźniliśmy się.

Jakub urzekł mnie bystrością swojego umysłu i humorem, które pokazywał szczególnie w książce do komunikacji. Poza tym... nie musieliśmy naprawdę NIC mówić, aby się rozumieć. Przytulenie, bliskość, obecność. Zwykłe trwanie. Chęć rozmowy poprzez książkę. Jaźń przy jaźni. 

Kiedy poznałam mojego chłopaka (obecnie narzeczonego, a już za kilkanaście dni - męża), często opowiadałam mu o tym, czego doświadczyłam na rekolekcjach Drabiny Jakubowej. Mówiłam o Dominice, Basi czy Kubie, których miałam okazję poznać. Opowiadałam o różnych podopiecznych. Wiedział, że są dla mnie bliscy. Chciałam, żeby ich poznał - i choć nie było to dla niego łatwe (nie dziwię się, sama zbierałam do wyjazdu do Brańszczyka 2 LATA!), pojechaliśmy wspólnie na turnus sylwestrowy. Wiem, że Leszek zrobił to tylko dla mnie, wiedząc, że ten wyjazd jest dla mnie ważny.

Wtedy też, pod koniec 2017 r., mogliśmy wspólnie opiekować się Kubą. Zmieniając mu pampersy, myjąc czy karmiąc, rozmawiając i - w dużej mierze - domyślając się, co może mieć na myśli, wspólnie - i każdy z osobna - uczyliśmy się miłości konkretnej, miłości, która nie zawsze jest łatwa i przyjemna, ale daje radość i poczucie spełnienia. Miłości, która JEST. 

Pamiętam noc sylwestrową z nocy 2017/2018. Jakub bardzo chciał pójść do pokoju. Położyliśmy go do łóżka. Zapytałam, czy chce jeszcze z nami pobyć. Poprosił Leszka, żeby wyszedł :) I tam, przy świętowaniu nowego roku i strzelających fajerwerkach, powiedział mi - poprzez książkę do komunikacji - że chciałby, abyśmy stworzyli z Leszkiem małżeństwo, że pragnąłby być na ślubie i być na nim ŚWIADKIEM, a także wujkiem i ojcem chrzestnym naszych dzieci :) Jako pierwszy - byliśmy z Leszkiem w związku pół roku - życzył nam wspólnej wieczności, jako pierwszy mówił, że się nami cieszy, że czeka na ślub...

Obiecaliśmy mu wówczas, że tym świadkiem zostanie - gdy tylko podejmiemy decyzję o ślubie. I tak też się stało :)

Kuba na ślubie podpisze się odciskiem palca. Według 79 artykułu kodeksu cywilnego, osoba, która nie pisze, a nie jest ubezwłasnowolniona (ma więc pełne prawa uczestniczyć w życiu społecznym jak "normalna" zdrowa osoba!), może podpisać się odciskiem palca, a obok osoba upoważniona wpisze jego imię i nazwisko (a więc Jakub Gąsiewicz) i podpisze się obok własnym nazwiskiem. Dlaczego więc by nie można skorzystać z tego prawa? 

Kiedy byłam w wakacje w domu u innej podopiecznej - Basi - zobaczyłam, że posługuje się komputerem sterowanym wzrokiem - C-Eye. Pomyślałam wówczas: dlaczego nie kupić tego Kubie? Minęło kilka miesięcy, a myśl o tym ciągle ode mnie nie odstępowała. Powiedziałam o tym rodzicom Kuby. Jakub przeszedł wstępne 'testy' wzrokiem - okazało się, że bardzo dobrze rokuje: skupiał spojrzenie w konkretny punkt bardziej niż przez wcześniejsze 29 lat życia (może dlatego, że wcześniej nie czuł również takiej potrzeby?). Gdy dowiedziałam się od taty Kuby, ile to kosztuje, powiedziałam: "Panie Pawle, niech się pan nie martwi o to, załatwimy" :) Jeszcze nie wiedziałam jak, ale miałam przeświadczenie, że naprawdę warto!

Korzystając ze znajomości :) i ze świata wirtualnego, w którym od dawna istnieję, założyłam zrzutkę. Drugą część pieniędzy chcieliśmy z Leszkiem zdobyć, prosząc gości, aby zamiast kwiatów podczas ślubu, wrzucili nam pieniądze do skarbonki. Resztę z 23, 5 tysiąca dopłaciliby rodzice.

I tak, w ciągu 3 tygodni (!) zebraliśmy pełną kwotę, a Kuba został rozpoznawany w całej Polsce :) 

Artykuł o nim trafił na główną stronę portalu Deon.pl - poza tym nastąpiło wielkie udostępnianie tekstu na Facebooku. 

"Ludzi dobrej woli jest więcej..."

Masa udostępnień (nigdy nie dowiem się, ile dokładnie!), sporo wiadomości, niemal 400 wpłacających. I świadomość, że ludzie chcą i potrafią być dobrzy - tak po prostu.

Kuba w tę środę otrzymał już swój sprzęt. Jeszcze uczy się nim posługiwać - dotychczas nie mógł korzystać nawet ze zwykłego komputera czy telefonu, poznaje więc po kolei wszystkie możliwości, jakie daje C-Eye. 
Jest szczęśliwy.

Po raz pierwszy, od 29 lat, może sam MÓWIĆ. Nie potrzebuje do tego ludzi, którzy zechcą (lub nie...) wyjąć książkę do komunikacji i z nim porozmawiać. Cyberoko pomaga mu nie tylko zabić nudę, ale daje mu choć trochę więcej "normalności" w tym zwariowanym świecie i dzięki niemu stał się przede wszystkim bardziej sprawczy i mniej zależny od innych.

A już 27 kwietnia, w oktawie Wielkanocy, a jednocześnie w Wigilię Niedzieli Miłosierdzia Bożego, Kuba stanie (siedząc na wózku:)) za Leszkiem przy ołtarzu. Już dzisiaj wiemy, że dzięki niemu wydarzyło się wiele dobra - jego osoba uwrażliwiła społeczeństwo na to, że ludzie z niepełnosprawnością również mogą być aktywni społecznie. Mogą kochać i być kochani. Mogą się cieszyć i tańczyć na weselu. Właściwie wszystko mogą - potrzeba tylko nieco chęci od strony osób, które z nimi przebywają. 

Kuba otworzył serca wielu ludzi i pokazał, że można cieszyć się życiem. Nigdy nie jest tak, że człowiek 'nic nie ma' - szczególnie, jeśli są ludzie, dla których owo 'nic' nic nie znaczy.

Czy istnieje większa miłość niż ta, która daje siebie tym, którzy 'nic' - poza samym sobą - ofiarować nam nie mogą?
I czy miłość Boga do człowieka nie jest właśnie taka? 

Czy istnieje większa niepełnosprawność niż serce, które jest zamknięte na miłość? Która ogranicza się do utartych stereotypów? Która nie pozwala innym być... sobą?

"W miłości nie ma lęku, gdyż miłość, która jest doskonała, ukrywa lęk i strach" (1 J 4, 18)

Po prostu :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Instrukcja obsługi błogosławieństwa on-line

Jeśli twój znajomy ksiądz błogosławi Ci na FB lub w sms'ie, nie wpadaj w panikę, tylko przeczytaj i zobacz instrukcję ;-) Jakiś czas temu Stolica Apostolska wypowiedziała się, że nie ma mowy o spowiadaniu przez telefon. Przez Skype pewnie też obowiązuje ta sama zasada. Tym bardziej inne sakramenty - komunia, namaszczenie, ślub... Wprawdzie w sakramentach konieczny jest żywy kontakt miedzy osobami, ale sakramentalia (np. poświęcenia i błogosławieństwa) wydają się już bardziej elastyczne...

Pragnienie

Kościoły otwarte, ale w wielu z nich nie sprawuje się w tych dniach Eucharystii z udziałem wiernych. A jeżeli nawet się sprawuje, nie może przyjść na nie więcej niż 50 osób. A nawet jak chce się iść, to i tak słyszę - "zostań w domu". Co to we mnie budzi? Czy faktyczną tęsknotę za spotkaniem, czy dyskomfort z powodu braku jakiejś aktywności, wyłamanie z jakiegoś  schematu, przyzwyczajenia? Często jest tak, że szukamy zewnętrznych znaków, szukamy Boga na zewnątrz. Bardzo dobrze, że szukamy Go w świątyni, bo tam jest u siebie, bo to Jego dom (por. Łk 1, 41-50).   Czy potrafię jednak odnaleźć przestrzeń do spotkania z Bogiem także we własnym domu? Czy potrafię swój dom uczynić Jego domem? Właśnie teraz ja i Ty mamy okazję odkryć, że moje mieszkanie, mój pokój także mogą stać się świątynią, miejscem wypełnionym obecnością Boga. A przede wszystkim – to ja jestem (mam być) świątynią dla Boga – moje serce, całe moje ciało (por. 1 Kor 3, 16-17). Kiedy Samarytanka wyrusza do

Skazani... na piękno: cz. II - MOTYL

W różnych okresach dziejów niepełnosprawność była postrzegana na różne sposoby. Czasem traktowana było jako kara za grzechy, opętanie przez złego ducha lub inne tajemnicze moce. Na osoby nią dotknięte patrzono jako na ludzi godnych politowania i dotkniętych tragedią losu (wielu ludzi myśli tak nawet w dzisiejszych czasach…). W pewnym momencie dostrzeżono, że zasługują oni jednak na godne warunki życia i opieki, a w ostatnich latach coraz więcej mówi się włączaniu. „Inkluzja” – to teraz takie modne słowo (choć praktyka i rzeczywistość wyglądają różnie...). Ale był też taki okres, kiedy niepełnosprawność stawała się powodem do widowiska. Na przełomie XIX i XX w., głównie w Stanach Zjednoczonych bardzo popularne były tzw. „freak show”, "gabinety osobliwości". Kobieta z brodą, mężczyzna o trzech nogach, człowiek-słoń… to tylko niektóre z osobistości, które ze względu na niepełnosprawność przeszły do historii – jednak nie jako ludzie, a bardziej jako wybryki natury… Krótko