Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2018

Wszystko z miłością

Niektórzy uważają mnie za nieco szaloną. Kilka mniej lub bardziej długich podróży autostopowych po Polsce i Europie. Udział w "Jeden z dziesięciu". Pójście do klasztoru i późniejsza rezygnacja. Praca w Krakowie - decyzja podjęta w kilka tygodni...  Szaleństwo, nie? Gdy moje rówieśniczki wygodnie odpoczywały, ja brałam plecak podróżny, pakowałam się i mówiłam, że jadę w świat. Najczęściej bez pieniędzy, bez zapewnionego noclegu. Z dużą dozą zaufania do Boga i własnej brawury. Bez lęku o i do drugiego człowieka. Przecież ludzie są dobrzy...  Z uśmiechem. Spontanicznością. Zjeździłam w ten sposób pół Europy - śpiąc pod gołym niebem, pod wiaduktem w centrum (!) Wiednia, na nieczynnych torach kolejowych...  Bóg czuwał. Nigdy nie byłam głodna. Za to spotkałam masę ludzi, często mocno poranionych przez życie, którzy mi swoją troską pokazali, że Bóg jest naprawdę dobry! Dzisiaj, gdy biegnie 25 rok mojego życia - dla jednych niewiele, dla mnie chyba wystarczająco.

błogosławić

Przyznam się Wam do czegoś... Kiedy uczyłam się w gimnazjum, a w mojej parafii rozpoczęły się przygotowania do bierzmowania, jednym z ważnych momentów dla nas był wybór imienia. Niektórzy patrzyli tylko na imię – podyktowane sentymentem, innym razem dobrze brzmiące z pierwszym imieniem i nazwiskiem, a jeszcze inne wydawały się dla niektórych egzotyczne (a dobrze jest się czymś odznaczać). Nie zamierzam oceniać tych motywów. Sama przybrałam imię Teresa. I wcale nie dlatego, że żywiłam jakiś szczególny sentyment czy szacunek do św. Teresy z Avila albo małej Tereski od Dzieciątka Jezus. Tak nie było... Nie chciało mi się szukać żadnej świętej, odrzucały mnie wszystkie średniowieczne dziewice męczennice, odpychały zamurowane wizjonerki czy święte z obciętymi piersiami. Matka Teresa była dla mnie bliższa – mogłam ją obejrzeć w telewizji, wydawała się taką prostą, zwykłą siostrą zakonną. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Jej osoba stanie się dla mnie taka ważna. W życiu bym nie przyp

Podstawy (duchowej) przedsiębiorczości

Być może gdyby przyszło mi prowadzić firmę, miałabym problem z tym, jak to wszystko „ogarnąć”. Być może, podejmując się giełdowych inwestycji, nie zarobiłabym wielkich kokosów. Być może zwyczajnie nie mam zmysłu do interesów… Gdy w szkole średniej dostałam do wypełnienia test predyspozycji zawodowych, w sferze stanowisk kierowniczych i menadżerskich nie uzyskałam zbyt wielu punktów. Przodował za to „społecznik” i depczący mu po piętach „artysta”. Ale czy to przekreśla moje szanse na przedsiębiorczość? Prowadzenie firmy to duża odpowiedzialność – za samą firmę, za ludzi, za podejmowane decyzje. A te ostatnie nie przychodzą mi łatwo. Na szczęście, póki co nie muszę kierować przedsiębiorstwem. A samodzielność w podejmowaniu decyzji to coś, czego tak naprawdę dopiero się uczę. Niejednokrotnie wymaga to podjęcia jakiegoś ryzyka, wejścia w jakąś sferę niepewności, odwagi - i tej czasem brakuje. Ale w życiu duchowym (przynajmniej dla mnie) jest jakoś inaczej. W tym codziennym ż